Niby matki są w posiadaniu dodatkowego oka. Tego, które nadzoruje i dostrzega wszystko i czego nie są w stanie zauważyć inni. Mamy zdolność usłyszenia najcichszego niepokojącego dźwięku lub nawet słyszymy coś gdy cichosza.
Powiedziałabym - o tak ! my matki jesteśmy górą, obawiać się nie musimy niczego, czuwamy nad całą sytuacją, nad pomysłami i zabawami swego dziecka. Znamy je na tyle, że aż tak to zaskoczyć przecież nas nie może. Jeśli dotyka coś, co powinno zostawić zawsze reagujemy natychmiast tłumacząc i zabierając. Czujemy się spokojnie, bez żadnego zagrożenia. Maluch miałby nam zagrażać ?
I tak nastaje wieczór, wracamy całą rodzinką zmarznięci do domu. Rozradowani, bo trwa długi weekend, w którym na spokojnie rzucamy głupimi żartami, śmiejemy się z pierdzenia w brzuchole. Dziecko prosi tatę, by samolot zrobić. By wysokoooo jak najwyżej unosić się i czerpać z tego frajdę.
Matka siedząc na sofie jednocześnie w głowie ma wiele. Uradowana z ich relacji. Uśmiana z wygłupów. Zdąży dodać nawet "ale może troszkę wolniej, uważajcie" wówczas kiedy w tej zabawie tak być po prostu musi. Matka wie to, ale wyraża się, by czuć, że trzyma kontrolę nad sytuacją. Brak zaufania ? Oj, nie. Nie względem mężowatego.
Myśli matki krążą dalej.. zastanawia się, czy zdąży pomalować dziś paznokcie, poczytać książkę, co zrobi na kolację, o której dziecko zaśnie i czy łzawiące oczy to objaw przeziębienia, które byłoby najmniej potrzebne w tej chwili, zwłaszcza że rozkłada nas obie. Chwilę myśli o locie samolotem, którego nigdy nie doznała i czy dałaby radę przeżyć lot na trzeźwo.
A zaraz, po chwili... Węszy i szybko stwierdza, że coś się jara !!!
Halo, coś się jara tylko co ?!
Sekundy !
Przerwana zabawa. Przerwane tamte myśli.
Kuchnia, a w niej naturalne światło.
Ogień ? Tak !!!
Załączony palnik elektryczny na kuchence, na nim szmata której tam nie było !
Na szczęście sytuacja szybko opanowana.
Potem pozostał okropny smród spalenizny. Wietrzenie całego mieszkania. Strach w gaciach i w ciągu chwili całe nasze życie przed moimi oczami.
Nigdy nie możemy myśleć, że panujemy nad sytuacją. NIGDY mając małe dziecko w domu. Wystarczy sekunda nieuwagi, by doszło do tragedii. Ułamki sekund pozwalają nam być nadal tu i teraz, albo innym razem weryfikują nasze życie. Z żywiołem nie zawsze da się wygrać. Nie zawsze będziemy szybsi i sprytniejsi. Nie zawsze skończy się to dobrze, jak skończyło się u nas.
Piszę o tym zdarzeniu, bo przy dzieciach nie trudno o chwilę nieuwagi.
Jesteśmy tylko ludźmi i może zdarzyć się nam gorszy dzień kiedy tempo naszej reakcji nie będzie tak szybkie.
No bo co by było gdybyśmy spali, a w kuchni dzieje się to samo ?
Szczęścia cała masa.
Ale i przestroga życiowa.
Dlatego zawsze moje wyjście gdziekowiek pochłania mnóstwo czasu bo sprawdzam wszystko, nawet prostownicę czy wyłączyłam. A mimo to, stało się.
Odpowiedzialność za dziecko i za nas samych to ciężkie wyzwanie.
Nie zawiedźmy.