Kakaowe psoty. Warto pozwolić na małe szaleństwa :)
Ustalenie rytmu dnia z niespełna trzylatką wyzwaniem każdego rodzica. Głowisz się i troisz by zająć swe dziecię, któremu stale mało wrażeń, stale mało psot i brudzenia się. Starasz się by zabawa nie znudziła się po 5 minutach. Jest ciężko. Bo niby niewielkie powierzchnie organizmu dziecka, a energia w ilościach wysoko tonażowych.
Zabawek pełne pudła i półki, a radość na buzi kręci się wokół nakrętek po butelkach. Latem drewniane klocki z małej wycinki drzewek dziadka. Kakao nie byłoby tak smaczne gdyby nie słomka i dmuchanie bąbelków. I choć całe dzieciństwo mi powtarzano by się nie wydurniać przy jedzeniu... robiliśmy to z bratem bardzo często dla obupólnej frajdy ;)
Dlatego z dystansem biorę wszelakie psoty mej córy. Zagotuje się we mnie czasem, popsioczę pod nosem, ale staram się wyjść z tego z uśmiechem.
No bo co tu zrobić, gdy wychodzisz na chwilę do łazienki, dziecko bezpiecznie ogląda umowną bajkę. Wracasz i... odbiera Ci mowę. W chwili zastanawiasz się czy lepiej będzie eksplodować czy uśmiechnąć się szeroko. Może i chcesz wrzeszczeć ze złości, bo dopiero co skończyłaś sprzątać, licząc na chwilę ulgi.
Ja kilka dni temu postanowiłam chwycić za aparat i uwiecznić poczynania psotnika. Czasu nie odwrócę, no bo stało się. Posprzątać, posprzątam na nowo i korona mi nie spadnie. A zdjęcia będą rewelacyjnym wspomiem szaleństw dzieciństwa.
Jedyne czego mogę żałować, to salonu z aneksem kuchennym i mej sklerozy. Bo robiąc kakao na śniadanie nie sądziłam, że gdy zapomnę je schować z blatu, zostanie użyte jako idealna forma na zabawę w transformację.... że w ciągu chwili z blond aniołka będę miała murzynka, górnika, czy dziewcznkę z samodzielną maseczką z kakaowca ? ;)
Miejcie się na baczności ! To zaraża pozytywnym.