Śmierć zwierzaka - jak rozmawiać o tym z małym dzieckiem ?
Całkiem niedawno, bo kilka dni temu dzieliłam się Wami naszą radością na instagramie. Nasz dom powiększył się o uroczego futerkowca - króliczka miniaturkę. Decyzja była przemyślana. Stworzyliśmy mu najlepsze warunki domowe jakie mógł mieć. Żywiołowy kicak rozkochał nas w sobie swoim urokiem i tym jakim był pieszczoszkiem. Poranki stały się inne, wieczory również. Spędzaliśmy je rodzinnie wraz z króliczkiem i wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że sprzedano nam chorego zwierzaka ...
Zaczęło się niewinnie od biegunki, braku aptetytu do granuatu, a nawet sianka. Z dnia na dzień żywiołowe stworzonko opadło z sił i wzrokiem prosiło o spokój. Szybko udaliśmy się do weterynarza, do specjalisty typowo od królików. Ratowaliśmy go zastrzykami, nawadnianiem, a przede wszystkim miłością. Niestety nie udało się, na naszych oczach kilka godzin po kolejnej wizycie u weta odszedł... :(
Córka wtedy spała, lecz wiedziała że Gizmo jest chory. Była każdorazowo z nami u lekarza. Od początku, mimo że wierzyłam w to że maluch z tego wyjdzie, tłumaczyłam jej o tym co ma miejsce. Traktowałam jak równy z równym. W końcu to był nasz zwierzak, nie mój, nie jej - nasz.
Nie spodziewałam się takiego obrotu akcji. Mocno wierzyłam że to chwilowa dolegiwość i uda nam się wyjść z tego. Kilka lat temu mieliśmy króliczka "aż" 8h i odszedł. Teraz staraliśmy się wybrać nie za małego, silnego, żywiołowego by nie skończyło się to łzami. Również tym razem się nie powiodło :( Wszystko w skepach zoologicznych dzieje się kosztem zdrowia i życia zwierzaków ! Ktoś zarabia pieniądze... kosztem emocji ludzkich, a często dziecięcych... ! ale to nadaje się na odrębny wpis.
Oszczędzić widoku śmierci
Tego byłam pewna, że nie chcę by moja córka widziała jak zwierzątko umiera. Sama jestem wrażliwa i bardzo to przeżyłam, więc wiedziałam że tym bardziej ciężko będzie oswoić się z tym dziecku.
Na ulgę w cierpieniu kicaka było za późno. Dlatego póki córka spała, opróżniliśmy klatkę. Dla nas był to dotkliwy widok. Zaledwie kilka dni, a maluch zdobył nasze serca... ryczałam jak dziecko. Przywiązałam się bo pomógł mi przełamać swój strach, lęk do króliczków i stał się od razu moim ulubieńcem. Wiedziałam jednak że musimy stanąć na wysokości zadania i porozmawiać o całym zdarzeniu z naszą 3,5 latką.
Jak powiedzieć dziecku o śmierci, jak ją wytłumaczyć ?
Od początku nie chciałam wciskać jej ściemy typy, że uciekł czy się zgubił... czy w pędzie szukać takiego samego i powiedzieć że wyzdrowiał a tak serio podmienić (niektórzy takie praktyki stosują). Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Cały ten czas kiedycórka spała siedziałam z mężem i rozmawialiśmy jak jej wytłumaczyć zjawisko śmierci. Dla nas to oczywiste. Ale jak jej wytłumaczyć, że króliczka nie ma i nie wróci. Jak wytłumaczyć dziecku że jego zwierzak nie żyje ?
Ze starszym dzieckiem byłoby pewnie o tyle łatwiej, że bardziej rozumie znaczenie słów. Tutaj rozchodziło się o 3,5 latkę która świat ciągle poznaje, znaczenie słów również.
Jedynym kłamstwem było to, że powiedziałam iż tata pojechał z królikiem do lekarza gdzie de facto nie było już po co jechać. Chodziło o to by wytłumaczyć nieobecność zwierzaka.
Serduszko przestało bić
Rozmowę nawiązałam do wizyty u pediatry, do tego jak pani doktor osłuchuje serduszko. Nawiązałam również do jej zabawy w weterynarza, w której sama osłuchiwała pluszaki i robiła im zastrzyki. Wytłumaczyłam, że jej bije serduszko, mamie, tacie i psince również. Ale że niestety króliczkowi przestało bić serduszko. Pan doktor osłuchał tak jak robi to ona i serduszko już nie biło. Tu pojawiło się pytanie z jej strony: - Dlaczego ?
Starałam się wytłumaczyć jak najjaśniej. Powiedziałam, że dlatego bo był bardzo chory i nie działały zastrzyki ani lekarstwa które dostał. Wspomniałam o bolącym brzuszku, tym że nie jadł i bardzo źle się czuł. Wytłumaczyłam, że czasem tak jest... przestaje bić serduszko i to się nazywa, że ktoś umarł, że nie żyje. Nie powstrzymałam jedynie swoich łez. Zapytała dla czego płaczę. Na co odpowiedziałam, że to ze smutku bo bardzo króliczka lubiłam i jest mi smutno że nie ma go już z nami.
Wiadomość o stracie zwierzaka przyjęła bardzo łagodnie. Przez kolejne dni zdarzało się jej dopytywać gdzie jest Gizmo. Odpowiadałam tak samo, że już go nie ma, że serduszko przestało bić i że teraz sobie skacze tam wysoko u góry z innymi króliczkami i z góry patrzy na nas.
Szczerze nie wiem, co by powiedział psycholog na nasz sposó tłumaczenia. Starałam się wyjaśnić jej temat jak najmniej drastcznie jednocześnie jasno i zrozumiale. Na jej poziomie. Tak by zaspokoić jej ciekawość, by nie czuła niedosytu. Czasu na zastanowienie się jak ugryźć temat było naprawdę niewiele.
Po zachowaniu córki, na kilka dni po zdarzeniu mogę śmiało powiedzieć, że podołałam. Takie już jest te życie, że poza przyjemnościami niesie trudności, których bagaż trzeba udźwignąć. Zastanawiałam się czy pisać o tym na blogu. Ale stwierdziłam, że może się zdarzyć iż ktoś z was będzie potrzebował wskazówki jak przejść przez śmierć zwierzaka wraz ze swoim dzieckiem. Oby nie.