­

O relacjach z dwulatką.

by - czerwca 10, 2014

Gdy tylko mam możliwość, uciekam od skwaru. Nie potrafię funkcjonować poprawnie w takich temperaturach. Myśli mi się kotłują, załącza niechęć do wszystkiego. Blokuję się i wyczekuję na dni kiedy upał będzie mniejszy i bardziej znośny.
Nie przesiaduję całego dnia na słońcu bo nie cierpię takiej jego ilości w mieście. Co innego gdyby w grę wchodziła plaża, parasolka, morze i chichot mojej rozrabiaki. Ale wracając na ziemię do tego co tu i teraz...
Moja dwulatka, a właściwie prawie 2,5 latka od kilku tygodni chyba zamieniła się z kimś na role. Wiem, że jej zachowanie to próby radzenia sobie jakoś w tym ciągle zaskakująco ciekawym świecie. To próby mej cierpliwości i pokładów spokoju. Testu dla matczynej roli. Ale ja nie mogę jej na wszystko pozwalać i na każde skinienie podawać co sobie zamarzy. Ona zaczęła się buntować, krzyczeć, próbując postawić na swoim. Ujawnia swą nerwowość i złość tupiąc nogami. Obraża się na mnie, by po chwili chcieć się przytulić.





Przytulam ją. Często. Najmocniej jak potrafię. Rozmawiamy. Dużo i często. Tłumaczę jej dlaczego pewnych rzeczy wymagam, dlaczego powinno być tak a nie inaczej. Uzasadniam. Ona często pyta. Po swojemu prostymi zdaniami ale pyta. Wyraża chęć zrozumienia mnie. Ktoś może mi powie, że takie małe dziecko nic nie rozumie. Ale to mylne... Koduje do główki wszyściutko i z reguły w najmniej oczekiwanym momencie ujawnia się z tym, że tamtego dnia wszystko pojęło aż nadto ;) Ciągle powtarzam jej jak bardzo ją kocham i tłumaczę uprzedzając fakty co zobaczymy, co się może stać, gdzie jedziemy, co będziemy robić. Widzę, że ją to uspokaja. Daje wyobrażenie tego co zaraz nastanie.

Ciężki to okres. Dla niej i dla mnie. Upały mnie męczą okropnie, ale i jej piszczenie, ciąganie za ręce. Wiem, że jestem jej potrzebna, ale czasem egoistycznie może sobie myślę, że będzie fajnie jak ona pójdzie do nowego przedszkola, a ja do pracy. Pewnie wtedy będę tęsknić za tymi codziennościami naszymi i narzekać na brak czasu. To jest pewne.
Nie wiem czy to ten cały bunt dwulatka czy inny zamach na mamuśkę ;) Jedno jest pewne, choćby nie wiadomo jak było ciężko, krzykliwie i wymuszająco. Najlepszą drogą jest rozmowa. To daje efekty. No i rodzinny wspólnie spędzony czas. Odwrócenie uwagi, zaciekawienie czymś nowym i fajnym. Ogrom miłości i radości.

Niedaleko nas jest jezioro, o którym zawsze słyszałam, a nigdy nie miałam okazji tam być. Teraz już wiem, że tam możemy całą rodziną resetować się po całym tygodniu, dobrze bawić i stamtąd powracać z uśmiechami na buziach do domu. 

Chwile słabości ma każdy, ale po to one są by napawać się po chwili energią i brać życie pełną garścią. A z nimi jest po prostu łatwiej.












Przeczytaj koniecznie