­

Nasze życie na dwa domy. O emigracji i rozłące.

by - stycznia 18, 2017

O emigracji i rozłące

Kiedyś sobie nawet marzyłam, by wyjechać do Anglii i zacząć tam żyć od nowa. Przecież mówią że jest lepiej niż tutaj, przecież wszyscy chwalą zarobki, relacje ludzkie i możliwości rozwoju. Rozłąka ? Eeee no jakoś da się żyć, przecież są inne możliwości kontaktowania się.


W rozmowach to zawsze takie proste, czarno na białym. Bez tych prawdziwych emocji... smutnych, które wraz z wyjazdem zadomawiają się z nami na dobre.
Taki był dla nas październik poprzedniego roku. Z morzem łez, drżącymi wargami. Z potokiem słów wypowiedzianych przez łzy, dusząc w gardle gulę. Bo to niby droga do naszej lepszej przyszłości. Ciężka decyzja która przeniesie się na nas wszystkich. A jeszcze trudniej, jeśli jesteśmy ludźmi rodzinnymi i emocjonalnymi.

Dzisiaj mijają trzy miesiące, kiedy ja z dziećmi i psem jestem tu, a nasz tata, mąż pracuje za granicą. Dzisiaj każdy jego zjazd jest mocą radości, a zamykające się drzwi z drugiej strony komunikatem - smutek. Niby musimy nauczyć się z tym żyć, zaakceptować że jakiś czas tak po prostu będzie. Ale ciężko wierzyć w coś, co jest sprzeczne z tym co czujesz. Siły potrzeba mnóstwo, bo ogarnięcie dzieci, domu, zakupów, lekarzy, chorób, spacerów z psem to bardzo wyczerpujący i ciężki czas. Samą robotą łatwo uciec od teraźniejszości, nie zaprzątając głowy tęsknotą. Wszystko co w głowie najtrudniej poukładać. Analizujesz, myślisz czy tędy droga.

Kiedy słucham mojej pięciolatki, gdy widzę jej tęsknotę i smutek wszystko co sobie dotąd w głowie poukładałam i założę... sypie się. Ciężko wtedy trzymać się w ryzach.

Dla dziecko to utrata pewnego gruntu pod nogami. Ona nie rozumie, że to na chwilę na krótki czas. Jako dziewczynka związana ze swoim tatusiem, chciałaby, by wracał codziennie do domu z pracy. Tak naprawdę najciężej jest w sferze dzieci. One nie zacisną zębów. Dla nich sprawa jest prosta, będę szczęśliwa gdy będziemy kompletni.Nie jesteśmy kompletni, trzeba wszcząć alarm.

Mamy problem przy rozstaniu w przedszkolu, jak i wtedy gdy nerwy sięgają zenitu i zdarzy mi się krzyknąć. Jest problem wieczorem, bo tata najlepiej czyta bajkę i usypia swoją obecnością. Zaobserwowałam też pewien regres, którym mała stara się zwrócić na siebie uwagę. Nie chce się ubierać, sprzątać po sobie. Byle jakość jakby do niej przylgnęła. 
Nie mam do niej pretensji, bo radzi sobie wyśmienicie ! Na tyle ile mały człowiek potrafi. Budują nas długie rozmowy, tłumaczenia jak i widywanie się z tatkiem na videorozmowie. To dodaje jej sił ! To daje jej możliwość przeżycia rozłąki w 100% bez niedomówień, czy oszustw.

Jedynie mam do siebie poniekąd żal, że nie mam w ogóle możliwości by mieć czas taki tylko i wyłącznie dla niej. Mały znosi to lepiej, bo nie jest do końca świadomy tego co się dzieje. Gdy dorwie tatę, mama schodzi na dalszy plan. Ale jest na tyle malutki, że bywa ze mną wszędzie. Tu zaś ja mam problem, boję się iść z malcem do kosmetyczki. Boję jechać na zakupy do galerii. Nie chcę robić wycieczek, bo be męża sensu to nie ma. Bo lepiej będzie jak wszyscy tam pojedziemy. No i perspektywa taszczenia się autobusem, też mnie paraliżuje. Prawka brakuje, samochodu. 
Pracuję nad akceptacją tego, pracuję nad wiarą w siebie, że dzieci u boku i emigracja nie muszą mnie wewnętrznie blokować. Nie muszę się czuć jak na "zawieszonym" trybie życia. Zabrakło realnych ludzi w mojej codzienności.
A przy okazji codziennie udowadniam sobie, że jestem silna ogarniając to wszystko fizycznie i psychicznie.

Czasem trzeba podjąć ciężką decyzję, która zwiastuje lepszą przyszłość dla naszej całej rodziny ! To ciężki czas, ale gdzieś tam na końcu jest radosne światełko. Jeszcze trochę i będziemy cieszyć się swoją kompletnością w tym szczęściu. To kolejna lekcja, umacniająca naszą więź.

I podsumowując... - Mama jest cudowna, ale nigdy nie zastąpi taty. Dlatego wierzę, że to naprawdę krótki epizod w naszym życiu.


Przeczytaj koniecznie