Co zrobić, jeśli kociak potrzebuje pomocy ?
Zerknęłam przez okno i gdyby nie mężczyzna, który rzucił mi się w oczy, kucający między samochodami... pewnie nie zauważyłabym, że mały kociak dotąd brykający z całą swoją kocią rodzinką potrzebuje pomocy.
Jest czwartek, niby lipiec, a za oknem jakby listopad z okropnym silnym wiatrem. Postanowiłam się dzisiaj nigdzie z domu nie ruszać, w obawie o ewentualne przeziębienie dzieci, bo nasz wyjazd wakacyjny tuż tuż.
Zauważyłam małego kociaka zwiniętego w kłębuszek, kucał przy nim mężczyzna. Chciał nawiązać kontakt, ale zero spłoszenia ani tulenia... Odszedł. A kociak stale w jednym miejscu. Nie pasowało mi to, bo od kilku tygodni obserwujemy brykające maluchy pod naszym balkonem. Były płochliwe na każdy szelest... Podchodząc kolejny raz do okna zobaczyłam jego próbę zrobienia kroków. Nie potrafił utrzymać się na własnych łapkach i padł...
Opisałam sytuację znajomej wolontariuszce, poradziła zadzwonić do schroniska po interwencję. Czekając szukałam rozwiązania jak umieścić malucha w kartonie, zapewnić mu spokój do momentu przekazania schronisku. Wypatrzyłam dziewczynę, która zauważyła kociaka. Wybiegłam na balkon, zapytałam czy maluch żyje i czy jeśli podam jej karton, czy go do niego włoży i przyniesie mi do domu. Z uwagi na dzieci nie mogłam zrobić tego sama. Dziewczyna od razu wyraziła chęć pomocy.
Kociaka wraz z córką okryłyśmy jej wełnianym sweterkiem, a do malej butelki nalałyśmy ciepłej wody by malucha ogrzać jakby termoforem. Podobno roztrzepane żółtko + miód lub cukier puder podane do pyszczka to bomba energetyczna. Jednak nie odważyłam się mu tego podać, bo był za bardzo słaby i z uwagi na jego delikatność bałam się, że mu zrobię krzywdę. Dwukrotnie dzwoniłam jeszcze do schroniska, powiedzieć, że mam malucha w domu oraz zapytać czy pan z interwencją jedzie już do nas i ile to mniej więcej potrwa. Minęło już ponad 40 minut od pierwszego telefonu.
Przyjechała interwencja, kociaka zabrano. Jego stan jest ciężki. Dostał kroplówkę i termofor... Czas pokaże co będzie dalej.
Dlaczego piszę o naszej dzisiejszej historii ?
Bo uważam, że dzieciom powinno się pokazywać jak można, a nawet należy pomagać zwierzakom. Na pewno będzie to lekcja życia, dla małego człowieka poznającego świat.
Córka ciągle pyta co teraz będzie z kociakiem. Wytłumaczyłam, że w schronisku otrzyma pomoc tak by wyzdrowiał. Jeśli się uda, z czasem będzie szukany dla niego dom. Martynka chciałaby oczywiście by zamieszkał z nami. Niestety nie mamy możliwości na jednoczesne posiadanie psa i kota. Może kiedyś w przyszłości.
5 KOMENTARZY
Ale wydarzenie! Ale dobrze, że zdecydowałaś się pomóc. Wiadomo co dalej z małym?
OdpowiedzUsuńMagda będzie mi na bieżąco mówić co u malucha. Jutro nawet będzie u niego w schronisku. Teraz potrzebny ogrom kciuków dla niego by dał radę wydobrzeć. My zrobiliśmy co w naszej mocy..
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki zatem razem z Wami za kociaka.
OdpowiedzUsuńMałe biedactwo. Super,że mu pomogłaś
OdpowiedzUsuńNiestety ostatecznie było już za późno :(
OdpowiedzUsuń