O żonie kierowcy ciężarówki. O żonie tirówce.
Kierowca ciężarówki. Praca, jak praca. Trzeba się do niej przyłożyć, by dostać wynagrodzenie. Idealna dla kawalera bez zobowiązań, z nadmiarem czasu i nudą w życiu. Idź zrób prawko na C+E i podbijaj świat. Zwiedzisz troszkę, zobaczysz i zarobisz nieźle.
Naczekasz się, nadenerwujesz. Poznasz możliwości życia w pojedynkę, w upały w kabinie, może z klimatyzacją, która nic nie daje, bo puszka nagrzewa się szybko. Podszkolisz język. Będziesz mieć styczność z różnymi pojęciami: awizacja, pauza, znowu korki, wypadki, kolego jak droga na ... ? itd.
Później kawaler poznaje kobietę swych marzeń, zakochuje się, nadal jest kierowcą. Mieszkają razem, ale osobno. Razem tylko weekendami. Cała reszta na telefonie pisząc smsy. Jest tęsknota. Docenianie chwil wspólnie spędzanych i wykorzystywania w pełni ich każdej sekundy. Czasem oboje chodzą po ścianach, bo łatwo nie jest. Związek na odległość nabiera ciut innej definicji.
Lat kilka później, został ojcem wspaniałej córeczki, a później mężem swej żony. Są szczęśliwi, że mają siebie u boku.
Na każdym tym etapie życia, żona nie jeden raz odchodzi od zmysłów. Wiedziała od początku jaka to ciężka oraz niebezpieczna praca. Ma dogłębne pojęcie o zagrożeniach. O tym, że mimo że on uważa i oczy ma szeroko otwarte inny ktoś może uczynić wiele złego. Nawet to najgorsze.
Przechodzą żonę ciarki, gdy w wiadomościach ciągle o śmierci, ciągle o wypadkach i ciągłe obrzucanie błotem zawodowych kierowców ciężarówek, że nie potrafią jeździć, że barany czy idioci.
Kierowcy ciężarówek jeżdżą bardzo dobrze, potrafią płynnie włączyć się do ruchu nawet jadąc kolumbryną z ładunkiem. Trąbią na Ciebie kierowco osobówki jeśli wyprzedzasz go i zaraz zjeżdżasz im przed maską, co gorsza hamując - często do zera. Spróbuj kiedyś wyhamować załadowane auto 24 tonami. Ty wtedy klniesz, wyzywasz od debili, sk*******, a kierowcy ciężarówki serce skacze do gardła, bo mógł w Ciebie debilu uderzyć. Bo mógł zabić.
Można wymieniać sytuacji drogowych całe mnóstwo, ale ja nie o tym chciałam.
Żona za czasów narzeczeńskich nie raz podróżowała wspólnie z nie mężem. Miała możliwość odwiedzenia Włoch, poznania pracy od podszewki. Miała styczność z życiem w puszce, myciem się z bańki i korzystania z toalety "na małysza" czy na łonie natury. Oczekiwała sama godzinami w upale, aż wreszcie nas rozładują/załadują. Nasłuchała się rozmów na CB radiu, wygłodzonych nie raz mężczyzn (często mężów). A gdy sama tam swój głos zostawiała, w odpowiedzi często "koleżanko, a czym jedziesz" ?
A gdy żona jeździć już nie mogła, bo w pod sercem nosiła miłość, a zmagała się z pieluchami i mlekiem o odpowiedniej temperaturze - on nadal jeździł ale tylko po kraju. Wyczekiwała podwójnie, chciała by córka zobaczyła się z nim zanim zaśnie nocnym snem. By nacieszyli się sobą. Ona chciała w spokoju oddać się relaksującej kąpieli.
Czekałam zawsze z kolacją. A czasem gdy zmęczenie dawało się we znaki, czekałam z pomysłem - może zamówimy ulubioną pizzę, czy inne kaloryczne pyszności na foodpanda.pl. Wygodnie i szybko. Kilka kliknięć i można się zajadać pyszną pizzą z podwójnym serem :)
Dzisiaj z bagażem doświadczeń, wspólnych kilku lat, inaczej patrzymy oboje na zmagania związane z Jego pracą. Mamy wypracowany nasz system i dajemy radę. Ale gdyby był wybór, gdyby była możliwość, to wolałabym by jeździł gdzieś rajdowo i tak oddawał się temu co kocha, a nie na tych szerokich autostradach dłużących się bez liku i czyhającym bezpieczeństwie. A praca by była bardziej na miejscu i po te 8h.
Dawno nie jechałam z nim. I tęsknię za tymi nocnymi rozmowami w podróży. Za smaczną sałatką na włoskim powietrzu w smażącym słońcu. Czy za nocnym spaniem na tylnej kanapie z bujaniem. Oj tak mi się dobrze tam spało ! :)
* post zawiera lokowanie produktu